Umowa społeczna, w której godzimy się na śmierć w wypadkach drogowych.
Niniejszy artykuł napisałem zainspirowany inną publikacją: www.brd24.pl/spoleczenstwo/szokujace-slowa-hajdarowicza-jego-zdaniem-jest-umowa-spoleczna-w-ktorej-godzimy-sie-na-smierc-w-wypadkach-drogowych/ w której właściciel periodyku „Rzeczypospolita” stwierdził: …ludzie godzą się na śmierć w wypadkach drogowych… W swym komentarzu do tego zdania, właściciel portalu brd.24.pl z kolei stwierdził, iż wypowiedź ta …jest szokująca i kuriozalna… Zgadzam się z tezą, że jest szokująca, ale to według mnie bardzo dobrze, gdyż zwraca uwagę na bardzo poważny problem społeczny. Nie zgadzam się natomiast z tezą, iż w zakresie śmierci na polskich drogach, wypowiedź Pana Hajdarowicza jest kuriozalna.
Analizą wypadków drogowych zajmuję się od prawie trzydziestu lat. Z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że kuriozalne, to w większości przypadków są same wypadki drogowe, a raczej ich przyczyny. W bardzo wielu zdarzeniach są konsekwencją kuriozalnych właśnie zaniechań, zaniedbań i wykroczeń. W dużym stopniu przyczyny tych wypadków i prawie zawsze skutki, są natomiast wynikiem społecznie uzgodnionej zgody. Ograniczając się jedynie do trzech ostatnio najbardziej medialnych zdarzeń, przytoczę konkretne przykłady:
1. Tragiczny wypadek na terenie Słowacji, spowodowany przez polskich dziennikarzy http://www.blog.correct.auto.pl/2018/10/03/eksport-glupoty/ Młody człowiek otrzymał do dyspozycji od polskiego przedstawiciela renomowanej zresztą marki, bardzo szybki i bardzo dynamiczny samochód, który został użyty do bardzo niebezpiecznej zabawy, realizowanej na drogach publicznych. Zabawa skończyła się tragicznie. Zabicie niezwiązanego z tymi przestępczymi zabawami człowieka, bez wątpienia było skutkiem całego ciągu bezsensownych przyzwoleń ludzi w pełni świadomych zagrożeń, jakie ich decyzje niosły. To bardzo wymowny i przekonujący, w mojej ocenie dowód, iż wielu z nas godzi się na to, aby tworzyć sytuacje drogowe, w których ludzie ginąć mogą.
2. Tragiczny wypadek na ulicy Sokratesa w Warszawie. http://www.blog.correct.auto.pl/2019/10/27/wypadek-w-warszawie-na-ul-sokratesa-a-anomia-kierowcow/ I w tym zdarzeniu zabity został człowiek zupełnie niezwiązany z szaleńczą jazdą. Droga, na której doszło do tej tragedii, zlokalizowana była w silnie zurbanizowanym terenie, w tym z dużym nasileniem ruchu poprzecznego pieszych. Mimo tego, zaprojektowana i wykonana została w sposób wręcz zachęcający do szybkiej jazdy. Takie projektowanie przestrzeni miejskich z jednoczesnymi akceptacjami przez zarządców dróg, to także społecznie uzgodniona zgoda na zabijanie na drogach.
3. Lot samochodu osobowego nad rondem w Rąbieniu pod Łodzią. http://www.blog.correct.auto.pl/2020/04/19/nic-nie-bedzie-juz-takie-jak-dotad/ W tym akurat wypadku nikt nie zginął. Skutki zdarzenia były jednak takie, że zginąć mogły osoby, które w ogóle nie uczestniczyły w ruchu drogowym. Samochód bowiem, w wyniku wadliwie zaprojektowanego ronda wystrzelił wysoko w górę, ścinając czubek dorodnego drzewa i lądując daleko od drogi. Kuriozum, to projektowanie takiej właśnie infrastruktury drogowej, która zamiast chronić ludzi, zwielokratnia skutki zdarzenia drogowego. Współczesna, główna doktryna kreująca projektowanie infrastruktury drogowej, doskonale znana i polskim drogowcom mówi wprost, że infrastruktura ma wybaczać błędy uczestników ruchu. W praktyce oznacza to takie projektowanie i wykonywanie konstrukcji dróg i wokół nich, aby w wyniku zdarzenia drogowego infrastruktura minimalizowała jego skutki, w szczególności chroniąc życie ludzkie. Mówiliśmy o tym podczas szkolenia z zakresu infrastruktury drogowej: http://www.blog.correct.auto.pl/szkolenia/
Ustawę Prawo o ruchu drogowym, nazywaliśmy dawniej kodeksem i w praktyce nim jest. Kodeks to zbiór przepisów regulujących określoną dziedzinę stosunków społecznych. Prawo o ruchu drogowym, to także akt normatywny i niestety, większość z nas tylko tak go traktuje. Jednak skoro jest kodeksem to znaczy, iż włączając się do ruchu drogowego, akceptujemy i zobowiązujemy się przestrzegać zasad w nim uzgodnionych. W szczególności oczekujemy, że pozostali uczestnicy ruchu, także przestrzegają tych zasad. To jest bardzo ważny warunek zachowania bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Ma on swe jednoznaczne umocowanie prawne w art. 4 ustawy Prawo o ruchu drogowym. Artykuł ten zresztą, jest często opacznie interpretowany. Cytuję jego pierwszą część: Uczestnik ruchu i inna osoba znajdująca się na drodze mają prawo liczyć, że inni uczestnicy tego ruchu przestrzegają przepisów ruchu drogowego… I w tym miejscu nasuwa się pytanie: Skoro przyjęliśmy kodeks dotyczący zasad poruszania się po drogach i jest on społecznie uzgodniony, jest prawnie usankcjonowany, skoro do ruchu drogowego nie dopuszczamy ludzi z ułomnościami psychicznymi, skoro znakomita większość sprawców wypadków drogowych to nie są samobójcy, to dlaczego ludzie deklarujący się jako odpowiedzialni, zachowują się na drogach nieodpowiedzialnie ? Otóż, i tu cytat: przyczyną jest anomia, czyli stan w jakim wartości takie jak odpowiedzialność istnieją tylko w sensie deklaratywnym, ale nie są realizowane w zachowaniach. Jednostce nie przeszkadza jednak ta niekonsekwencja, ponieważ neutralizuje „wyrzuty sumienia”, określone jako dysonans godnościowy, poprzez społecznie uzgodnione w grupie usprawiedliwienia (źródło [1]). http://www.blog.correct.auto.pl/2018/10/03/anomia-kierowcow/
Należy mieć świadomość, iż (cytat): zasady bezpieczeństwa ruchu są pojęciem szerszym niż przepisy drogowe, bo obejmują nie tylko skodyfikowane, ale i nieskodyfikowane szczegółowo reguły prawidłowego zachowania się uczestników ruchu w określonych sytuacjach (źródło [2]). Zatem niesłychanie ważne dla zapewnienia owego bezpieczeństwa jest, aby wiedza ogólna dorosłego, przeciętnie inteligentnego człowieka, nie była poniżej koniecznego, minimalnego poziomu. Mówiąc wprost, za bezpieczeństwo w ruchu drogowym, pośrednio odpowiadamy wszyscy. Szeroko rozumiany sposób nauczania, sposób wypowiadania się o ruchu drogowym przez rodziców, przez autorytety różnych środowisk, a także przez celebrytów, mogą sprzyjać szkodliwym uzgodnieniom lub je piętnować. Fundamentalną sprawą są codzienne przykłady. Należy też mieć świadomość, iż zdrowie człowieka, w tym i psychiczne, niestety trwałe nie jest. Niektórzy z nas, tracą je nagle, także w młodym wieku. Uwzględniając ten fakt w działaniach na rzecz BRD, kardynalnym błędem jest ograniczanie się w tym zakresie jedynie do osób w wieku mocno dojrzałym. Powszechne w Polsce zaniechania oraz zaniedbania w zakresie wykonywania badań medycznych, psychologicznych i psychiatrycznych uczestników zdarzeń drogowych, to także społeczna, ale niestety w praktyce i prawnie usankcjonowana zgoda na śmierć w wypadkach drogowych. Badania psychiatryczne dość, że wykonywane są rzadko, to jeszcze po licznych kontaktach uczestnika zdarzenia z wieloma osobami, które mogą i wpływają na wynik badań opóźnionych. Badania medyczne także nie są wykonywane zawsze wtedy gdy powinny, a w dodatku, w większości przez medyków nieznających specyfiki obrażeń komunikacyjnych. Zatem decydenci procesowi prowadzący postępowania przygotowawcze, a dokonujący zaniechań w tym zakresie, ale także i strony procesowe, które nie zgłaszają wniosków z tymi zagadnieniami związanych, chyba jednak działają w ramach jakiejś umowy społecznej, która daje zgodę na śmierć w wypadkach drogowych. Jeśli bowiem nie wykonujemy czynności, które pozwoliłby nam na ustalenie wszystkich i rzeczywistych przyczyn wypadków, to znaczy, że godzimy się na to, aby powtarzały się w przyszłości.
Zatem reasumując, słowa Pana Hajdarowicza są szokujące, tak jak szokująca jest nasza bierność w walce ze śmiercią na drogach. Jednak niestety nie są to słowa kuriozalne. Jak bowiem wyżej wykazałem, społecznie uzgodniona zgoda na śmierć na drogach jest faktem. Mało tego, jest po części zbadana naukowo i opisana.
Z omawianym tutaj problemem, wiąże się zagadnienie szwedzkiej koncepcji „wizja zero”, której założeniem jest dokonywanie takich zmian w zarządzaniu decyzjami w obrębie ruchu drogowego, aby wyeliminować wypadki śmiertelne. Jest wielu sceptyków, którzy tą ideę uważają za utopijną. Faktem jednak jest, iż w Europie jest już kilkanaście miast, w których od lat nie zanotowano śmiertelnego wypadku drogowego. Jedno z nich zresztą, to polskie miasto Jaworzno. Przykłady te udowadniają, że jeśli wypracujemy społeczne uzgodnienia z życiem ludzkim jako priorytetem w naszych działaniach oraz jeśli w tych uzgodnieniach będziemy konsekwentni, to uda nam się to życie skutecznie chronić w ruchu drogowym.
W tekście wykorzystałem cytaty z następujących opracowań:
[1] M. Skawińska, M. Kosewski, Anomia kierowców, Transport Samochodowy nr 1-2012, Wydawnictwo Instytutu Transportu Samochodowego, Warszawa 2012.
[2] Praca zbiorowa pod redakcją J. Wójcikiewicza, Ekspertyza sądowa, Kantor Wydawniczy Zakamycze i Wydawnictwo Instytutu Ekspertyz Sądowych, Zakamycze 2002.
Popieram stanowisko przedstawione w powyzszym tekscie.
Pracuje za kierownicą autokaru i w wielu miejscach Europy ograniczenia są bardzo duże np.autostradowa odwodnica Strasbourga ma ograniczenie do 90 a dla pojazdów pow 3.5t 80km.
Czy nasi zarządcy dróg mają tyle mocy aby to wprowadzic np.w Warszawie czy Poznaniu??
Z tego co Pan napisał wynika, iż z ekspertami z zakresu infrastruktury drogowej jest podobnie jak z ekspertami, którzy zajmują się analizą wypadków drogowych. Problemy te jak sądzę, należą do głównych przyczyn tak wysokiego i długotrwale utrzymującego się, bardzo wysokiego poziomu zagrożeń na polskich drogach.
Dziękuję Panu za komentarz.
Odnośnie infrastruktury drogowej. Dopóki w Polsce nie zostaną utworzone zarządy ruchu z prawdziwego zdarzenie (wszędzie są zarządy dróg), w których będą zatrudnieni specjaliści lub ludzie pokroju pana Tomasza Toszy, który notabenenie jest z wykształcenia drogowcem, ale menagerem brd, nic sie nie zmieni. Drogi i skrzyżowania nie będą bezpieczne (ani „self explaining” ani forgiving”). W obecnych zarządach dróg w znacznej większości miast i powiatów siedzą urzędnicy na ogół przypadkowi. Oni najchetniej zastosowaliby konkretne, określone prawem rozwiazania pod kątem bezpieczeństwa przez Ministerstwo Infrastruktury. Zadne „szkolenia” czy opracowania bez przymusu prawnego nic nie pomogą. Na ruchu drogowym znają się wszyscy do tego stopnia, że projekt organizacji ruchu nie musi być wykonany przez uprawnionego specjalistę ale przez KAŻEGO dosłownie kazdego bez względu na wykształcenie lub jego brak. A przez to, że nie ma fachowców w zarzadach dróg nikt nie weryfikuje wprowadzanych organizacji ruchu pod względem brd. I mamy to co mamy.